wtorek, 30 listopada 2010

Lakier Sally Hansen Hard as Nails Xtreme Wear (nr się starł)

 Sally Hansen Hard as Nails Xtreme Wear
1. Dostępność - 0 - dawno go nigdzie nie widziałam
2. Cena - 0,5 - średnia, około 20 zł
3. Kolor - 1 - bardzo mi się podoba
4. Aplikacja - 1 - nie ma żadnych problemów
5. Pędzelek - 1 - wygodny i praktyczny
6. Krycie - 1 - jedna warstwa wystarczy
7. Wysychanie - 1 - wysycha bardzo szybko
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 - nie mam żadnych zastrzeżeń
9. Trwałość - 0,5 - średnia, około 3-4 dni
10. Zmywanie - 1 - proste i bezproblemowe

8/10
Podsumowując bardzo fajny lakier, tylko mógłby być odrobinę tańszy.
//system oceniania pochodzi od Cammie (LINK)

Zdjęcia w różnym oświetleniu - rzeczywistość najbardziej oddaje zdjęcie drugie od dołu.

niedziela, 28 listopada 2010

Kosmetyki do makijażu - oczy

Witam serdecznie!
Dzisiaj opowiem Wam o moich kosmetykach do makijażu oczu.
Może zacznę od tuszy do rzęs, które mam w swojej kolekcji dwa.

Pierwszy z nich to Max Factor False Lash Effect. Ogólnie był to tusz, o którym zawsze marzyłam, więc jak postanowiłam zacząć malować rzęsy to on był moim pierwszym nabytkiem. Moje rzęsy ogólnie są dosyć długie, gęste i podkręcone, więc nie mam z nimi jakiegoś niesamowitego problemu, jednak bardzo często mascary, które od kogoś tam pożyczałam sklejały mi rzęsy, czego bardzo nie lubię. Ten tusz jednak tego nie robi – rzęsy są rozdzielone, kolor jest intensywny, długo się utrzymuje. Szczoteczka może na początku niektórych przerażać, jednak idzie się do niej przyzwyczaić. Co do właściwości: pogrubia rzęsy i lekko je wydłuża (mi akurat wydłużenie nie potrzebne). Mam już tą mascarę dość długo i nic się z nią nie dzieje. Może się wydawać dosyć droga, ale ja złapałam ją na jakiejś promocji – kup jedną a dostaniesz drugą gratis, więc wyszła mnie jakieś 30 zł.

Druga mascara jest również z firmy Max Factor – Lash Extension Effect. Miałam takie szczęście, że udało mi się wygrać ją w konkursie. Na razie nie używam jej zbyt często, ale muszę przyznać, że daje niesamowite wydłużenie i nie skleja rzęs. Szczoteczka jest świetna, super rozdziela rzęsy. Co prawda jeśli chodzi o pogrubienie to nie bardzo, jednak tego akurat producent nam nie obiecuje.

Zawsze miałam ogromny problem z kreską na oku. Mam gęste rzęsy i wykonanie jej kredką w taki sposób aby nie było widać skóry jest w moim przypadku niemożliwe. Dlatego też postanowiłam zainwestować w coś innego typu i skusiłam się na Kohl mineralny z L’oreal. I muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Kreska jest niesamowicie czarna, nie widać tej granicy między rzęsami a powieką, długo się utrzymuje. Tylko niestety nakładanie jej nie jest zbyt proste – wydaje mi się, że to kwestia wprawy.
Posiadam jedną czarną kredkę z Manhattan, którą dostałam za darmo. Niestety nie jestem z niej zadowolona – kolor nie jest intensywny i ogólnie nie nadaje się dla mnie (tylko pamiętajcie, że ja nie umiem namalować kredką kreski, więc może tylko mi ona nie pasuje).
Kredką, której używam na linię wodną jest z Avonu. Ja mam kolor srebrny. Była bardzo tania, a jest naprawdę dobra. Ładnie rozjaśnia oko, nieźle się trzyma, ma ładny, intensywny kolor.
Od lewej: Kohl, kredka z Manhattan i kredka z Avon


Jeśli chodzi o cienie do oczu to nie jestem ich wielką zwolenniczką. Niestety jeszcze nie nabrałam wprawy w malowaniu oka. Ale wytrwale się uczę. Cienie, których używam są w odcieniach dosyć naturalnych - brązowe, beżowe i różowe.
Jedną z moich pierwszych paletek była paletka Lancome. Dostałam ją od mojej cioci, która z kolei dostała ją gratis do zakupów. Jestem z niej niesamowicie zadowolona. Kolor beżowy i brązowy są świetne do dziennego makijażu, zaś ten czarny jest świetny do podkreślenia linii rzęs. Tego "fioletowego" nie używam. Cienie długo się trzymają na oku, łatwo się je nakłada, nie robią plam. Ogólnie polecam.
Od lewej: Latte (praktycznie niewidoczny na zdjęciu), Mochaccino, Garnet Sensation, The New Black


Kolejną paletką jest paletka Lovely w kolorze 04. Była bardzo tania - około 10 zł. I muszę powiedzieć, że warto ją było kupić choćby ze względu na biały cień. Jest wspaniały, jeśli chodzi o rozświetlenie. Kolorki po lewej również są bardzo ładne, lecz mają zbyt dużo drobinek, które lubią się osypywać. Poza tym to srebro i grafit (po prawej stronie) nie wyglądają zbyt ładnie na oku - dają taki siny efekt.
Kolorki od brązowego zgodnie z ruchem wskazówek zegara (patrz paletka)


Teraz czas na paletkę z Inglota. Ja posiadam kolor #52. Są to odcienie różu. Zwykle używam tego pod literką L i pod literką S. ;) Ładnie wyglądają na oku, dobrze się je nakłada, długo się trzymają - ogólnie nieźle.








Pierwszy od lewej w paletce znajduje się po lewej stronie, drugi na dole, a trzeci po prawej



Ostatnią moją paletką jest paletka z L'oreal. W jej skład wchodzi: róż (bardzo podobny jeśli chodzi o odcień do tego mojego z Bourjois), 3 cienie oraz czerwona szminka. Za pomocą cieni można wykonać makijaż podobny do makijażu Penelope Cruz. I ogólnie jestem z tej paletki zadowolona, jednak jest ona dosyć droga, a jakościowo podobna do Inglota, więc moje uczucia tak naprawdę są mieszane. Muszę ją chyba dłużej potestować. W każdym razie muszę przyznać, że to najładniejsze kolory cieni po oczu, jakie mam. :)




Pędzelek, którego używam to pędzelek z For Your Beauty Premium. Kosztował około 15 zł i jak na tą cenę uważam, że jest dobry. ;) Chociaż przydałyby mi się jeszcze jakieś inne pędzle - do rozcierania itp. Jeśli macie jakieś propozycje, to napiszcie. ;)








I to by było na tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Zapraszam również do innych moich notek.
Pozdrawiam. :)

sobota, 27 listopada 2010

Recenzja Lirene Balsam brązujący

Witam wszystkich!
Jak widać w tytule dzisiaj recenzja balsamu brązującego z Lirene.
Od prawie półtorej roku w ogóle się nie opalam i używam filtrów słonecznych jak tylko wychodzę na zewnątrz. Przez okres zimowy nie przeszkadza mi to, że nie jestem opalona, ale latem to co innego. Oczywiście nie chcę być strzaskana na ciemny brąz, ale oliwkowa opalenizna (zwłaszcza nóg) jest przeze mnie pożądana. :)
Próbowałam już wielu sposobów na przyciemnienie swojej karnacji. Przez jakiś czas piłam soki marchewkowe, jednak to nic mi dało. Trochę to dziwne, bo mojej siostrze to bardzo dobrze zadziałało. W każdym razie możecie spróbować. Najlepiej wiosną zacząć kurację. :)
Później przyszedł czas na samoopalacze. Każdy jeden bardzo mnie rozczarowywał. Robiły niesamowite plamy, opalenizna miała okropny, "brudny" kolor, przy czym jeszcze wyglądała bardzo sztucznie. Stosowałam też chusteczki samoopalające, ale to była jeszcze większa katastrofa - opalenizna była pomarańczowa i nie dało się jej równomiernie rozprowadzić. Tragedia.
Po tych niemiłych doświadczeniach postanowiłam, że spróbuję jeszcze balsamów brązujących, a jeżeli to nie pomoże, to kończę moje próby uzyskania opalenizny bez słońca.
Pierwszym balsamem, który kupiłam, to był balsam Dove. Nie pamiętam już jak się nazywał, ale był dość popularny swego czasu. Pamiętam, że byłam z niego w miarę zadowolona, ale też miłości we mnie nie wzbudził i postanowiłam poszukać dalej.
I wtedy natrafiłam na balsam Body Arabica. Był akurat na promocji w Rossmanie za jedyne 10 zł, więc nie mogłam się mu oprzeć. :) I to był strzał w dziesiątkę. Używam go już ponad pół roku i nie myślę zmieniać na nic innego.

Opowiem może jak go stosuję. Podczas kąpieli robię dokładny peeling. Później nakładam balsam nawilżający i jak się wchłonie balsam brązujący. Bardzo niedużą ilość nakładam na kolana i łokcie. Później bardzo dokładnie myję ręce i czekam około 10 minut, aby dokładnie wniknął w skórę. Później zakładam piżamki i idę spać. :)

Plusy:
+ aplikacja - szybka, łatwa, produkt dosyć szybko się wchłania
+ kolor opalenizny - wspaniały - bardzo naturalny, świetnie można go wystopniować, kupuję wersję balsamu do ciemnej karnacji, ponieważ zauważyłam, że opalenizna ma wtedy ładniejszy odcień
+ cena - 10 zł
+ opalenizna jest też równomierna
+ wydajność - wystarcza na bardzo, bardzo długo
+ wytrzymałość - zmywa się po około 3-4 dniach, i co chyba jest najważniejsze zmywa się bardzo równomiernie, przez co nie powstają plamy
+ bardzo dobra konsystencja
+ można go ładnie rozsmarować, przez co nie widać dużej różnicy między skórą "opaloną" a nie opaloną
+ można nakładać następne warstwy i nic się dzieje
+ nie robi smug
+ nie uczula i nie zatyka porów (nie używam go do twarzy)
+ nawilża skórę
+ jeśli umyjemy ręce to nie będziemy mieli żadnych plam

Minusy
- zapach - na początku jest bardzo ładny, lecz później przeradza się w zapach samoopalacza (ale i tak nie jest tak drażniący jak u niektórych produktów)
- brudzi ciuchy - tylko te, które nakładamy zaraz po wchłonięciu się balsamu, moje piżamy zawsze są poplamione. :( ale ciuchów, które nosimy np następnego dnia już nie plami
- nie ujędrnia - akurat na tym mi nie zależy, ale producent to obiecuje, więc to na pewno jego wada

Podsumowanie
Gorąco polecam - świetny balsam brązujący w bardzo niskiej cenie.

piątek, 26 listopada 2010

Lakier Bourjois So Lague - 05 Beige Glamour

Bourjois So Lague w kolorze 05 Beige Glamour 
1. Dostępność - 1 - można o dostać w każdym Rossmanie
2. Cena - 0 - dosyć wysoka, bo ponad 30 zł
3. Kolor - 1 - bardzo mi się podoba
4. Aplikacja - 0,5 - średnia, niby wszystko ok, ale z czasem robi się coraz gęstszy
5. Pędzelek - 1 - jest bardzo fajny - długi i spłaszczony, świetnie się nim operuje
6. Krycie - 1 - po jednej warstwie jest już wystarczające
7. Wysychanie - 0,5 - średnio, nie schnie niesamowicie długo, ale często sobie coś odbiję na nim
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 - stosuję tylko na moją odżywkę i nie mam zastrzeżeń
9. Trwałość - 0,5 - średnia, ok 3-4 dni
10. Zmywanie - 1 - zmywa się bardzo łatwo

7,5 / 10
Ogólnie lakier bardzo mi się podoba, ale jego cena jest zbyt duża.
//system oceniania zawdzięczam wspaniałej cammie (LINK)

środa, 24 listopada 2010

Kosmetyki do makijażu - twarz

Hej wszystkim!
Dzisiaj opowiem Wam o moich kosmetykach kolorowych do twarzy.
Ogólnie zaczęłam się malować niedawno i do dziś nie robię tego zbyt często -ok. 2 razy w tygodniu.  Jednak mam już swoje ulubione kosmetyki do makijażu twarzy.

Jednym z nich jest podkład Revlon Colorstay. Mam go w kolorze 180, wersja do skóry mieszanej, gdyż taką właśnie skórę posiadam. Podkład co prawda nie rozprowadza się zbyt dobrze, ale za to efekt jest niesamowity. Wspaniale zakrywa wszelkie niedoskonałości i nie tworzy efektu maski. Jednak należy pamiętać o tym, że nie można na niego nałożyć zbyt kryjącego pudru, ponieważ da to twarzy taki zapudrowany efekt, którego bardzo nie lubię.
Pudrem, który świetnie uzupełnia się z Revlonem jest puder L'oreal  True Match. Jest bardzo delikatny, ma jedwabiste wykończenie, twarz jest super gładka. Nie jest tani, ale bardzo wydajny i często widzę go na różnych promocjach, np. kup podkład z L'oreala, a ten puder otrzymasz gratis. Chciałam jeszcze wspomnieć, że ma bardzo ładne opakowanie, lecz niestety mi się po jakimś czasie zniszczyło.
Mam bardzo duże cienie pod oczami, więc bez korektora się nie obejdzie. Moim wyborem jest L'oreal Touche Magique. Jest bardzo kryjący, więc trzeba uważać, żeby nie nałożyć go zbyt dużo, bo efekt będzie nienaturalny. Sposób aplikacji jest bardzo wygodny, trzyma się cały dzień, jednak na niedoskonałości typu pryszcze raczej się nie nadaje.
Bronzer, którego używam również jest z firmy L'oreal: Glam Bronze, kolor 03. Jest to ciemny kolor, lecz ten bronzer jest bardzo delikatny. Zanim go kupiłam czytałam o nim opinie i bardzo często powtarzała się informacja, że trzeba go dużo nałożyć, bo w  przeciwnym razie go nie widać. Pokierowana tym kupiłam ciemniejszy kolor i jestem bardzo zadowolona. Ładnie można go stopniować, nie zatyka porów i daje naturalny efekt.  Jest dosyć drogi, ale bardzo wydajny. Niestety opakowanie zaczyna powoli pękać.

Róż, który uwielbiam, to róż "mozaika" z Revlona A Floral Affair w kolorze 465. Jest świetny - delikatny, nie da się z nim łatwo przesadzić, można uzyskać różne efekty (korzystając tylko z jednego koloru różu) lub bardzo naturalnie podkreślić kości policzkowe (mieszając całą mozaikę). Trwałość nie jest niesamowita, ale wystarczająca. 


Teraz puder, z którego nie jestem do końca zadowolona. Jest to puder Revlon Colorstay. Kupiłam go, ponieważ pomyślałam , że świetnie się zgra z podkładem z tej samej serii. Niestety okazało się, że połączenie tych dwóch produktów daje zbyt ciężki efekt, który mi nie do końca odpowiada. Puder  ten nadaje się albo na bardzo lekki podkład albo bez podkładu. Matuje bardzo dobrze i trzyma się cały dzień, lecz jak dla mnie, wielbicielki podkładu Revlona, niestety odpada.
Róż, który niestety źle sobie dobrałam to Bourjois. Niestety kolor zdecydowanie nie pasuje do mojej karnacji. Muszę bardzo z nim uważać, aby nie przesadzić. A szkoda, bo jakość tego różu jest niesamowita.














Wspomnę jeszcze o pędzlach, których używam. Wszystkie moje pędzle są z firmy For Your Beauty Premium z Rossmana. Wyglądają bardzo elegancko, są mięciutkie i według mnie bardzo dobre jak na tak niską cenę.

Pędzel do pudru kosztował 20 zł. Bardzo dobrze nakłada się nim puder. Mam go już prawie rok i nic się z nim nie dzieje. Na początku nieco wypadało włosie, ale teraz jest już ok.
Pędzel do różu kosztował ok. 15 zł. Jest bardzo dobry, szkoda tylko, że jest ścięty skośnie. Wtedy róż nakładałoby się o wiele lepiej. Używam go też do bronzera i do nakładania pudru np. na nos.










I to by było na tyle. Jeżeli macie jakieś uwagi lub rady to serdecznie zapraszam do podzielenia się nimi.

niedziela, 21 listopada 2010

Lakier Sally Hansen - 23 Marine Scene

Dzisiaj na pazurkach mam lakier Sally Hansen w kolorze 23 Marine Scene. Jest to wspaniały odcień niebieskości – bardzo niespotykany. Niestety lakier to tylko mgiełka (o czym nie wiedziałam, kiedy go zakupiłam) – jedną warstwą nie da się osiągnąć takiego koloru jak w buteleczce. Trzeba je nałożyć aż 3. Jednak wtedy efekt jest niesamowity. Takiego koloru nie widziałam jeszcze nigdzie i u nikogo. Trzyma się całkiem nieźle, szybko schnie, nie tworzy smug na paznokciu. Ogólnie polecam, tylko należy pamiętać o tym, że trzeba nałożyć kilka warstw.

piątek, 19 listopada 2010

Co używam do pielęgnacji swojego ciała?

Serdecznie witam!
Dzisiaj opowiem (a raczej wymienię) Wam produkty, które używam do pielęgnacji mojego ciała. Nie zrecenzuję ich zbyt dokładnie, ponieważ tak się składa, że większość z nich zaczęłam dopiero niedawno używać. Jednak jeżeli by kogoś interesował jakiś konkretny produkt proszę pytać – z przyjemnością odpowiem.
Aktualnie do pielęgnacji ciała używam „zestawiku” z Avonu: żelu pod prysznic, balsamu i mgiełki do ciała. Wszystkie są o zapachu granata. Zapach jest bardzo ładny – słodki, ale niezbyt intensywny. Żel pod prysznic bez wątpienia spełnia swoją funkcję – myje ciało. :) Zapach niestety nie utrzymuje się na ciele, lecz czuć go podczas mycia się. Balsam chyba nie ma żadnych właściwości nawilżających, przynajmniej ja takowych nie zauważyłam. Za to bardzo ładnie pachnie i jego używanie jest przez to przyjemne. Jeśli chodzi o mgiełkę, to już teraz mogę stwierdzić, że u mnie się nie sprawdziła. Zapach ma ładny, lecz na początku czuć sam alkohol, później na krótką chwilę przeradza się on w odpowiedni zapach, aby później przeobrazić się w coś okropnego, czego nie mogę znieść. Tylko od razu mówię, że może akurat na mojej skórze ten zapach się tak rozwija, a u kogoś innego może się sprawdzić. Dodatkowo wydaje mi się, że po jakimś tygodniu ta mgiełka tak jakby zwietrzała.
Raz w tygodniu używam peelingu – aktualnie jest to peeling czekoladowo – kokosowy z Perfecty. Niestety jeszcze nie jestem w stanie jeszcze nic na jego temat powiedzieć, ponieważ używałam go tylko raz. Ale za to mogę Wam polecić pomarańczowy peeling z Lirene, który ma działanie antycellulitowe. Byłam z niego strasznie zadowolona, lecz postanowiłam spróbować teraz czegoś innego. Dobrze złuszczał naskórek, nie podrażniał, ogólnie super.
Czasami, gdy zbliża się jakieś większe wydarzenie używam również balsamu brązującego Lirene Body Arabica. Jestem z niego bardzo zadowolona. Nie robi smug, opalenizna ma naturalny kolor, nie śmierdzi tak bardzo jak zwykły samoopalacz, i do tego jest bardzo tani. Serdecznie polecam.
Po depilacji używam Sudocremu, który według mnie ma wspaniałe działanie kojące.









Mam też dwa produkty, które zużywam tylko dlatego, że dołączyłam do projektu Denko. ;)
Jednym z nich jest przyspieszacz opalania z Ziaji, a drugi to olejek do ciała z Avonu. Co do przyspieszacza do opalania to kupiłam go rok temu w wakacje, ponieważ wtedy jeszcze się opalałam. W te wakacje nie używałam go w ogóle, a teraz używam go jako olejku do ciała, ponieważ ma on działanie natłuszczające. Myślę, że w ten sposób jakoś go zużyję, ale ponownie na pewno go nie kupię.
Olejek z Avonu kupiłam pod koniec wakacji i strasznie żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Ma zabójczy zapach, który dłuuugo utrzymuje się na skórze. Tylko niestety już chyba nie ma go w sprzedaży, więc teraz używam go tylko na specjalne okazje.
Antyperspiranty mam dwa: jeden z firmy Bebe, a drugi z Garniera. Tego drugiego jeszcze nie stosowałam, zaś z tego z Bebe nie jestem zadowolona. Niestety w ogóle nie spełnia swojego zadania. Ale był bardzo tani (ok. 3 zł), więc też nie spodziewałam się po nim cudów.
Opowiem tu też o moich produktach do rąk i do stóp, które są zdecydowanie moimi ulubieńcami. I krem do stóp i do rąk mam z firmy Neutrogena. Obydwa sprawdzają się świetnie. Nie mam im nic do zarzucenia, no może poza dosyć wysoka ceną, ale obydwa są dosyć wydajne, więc w sumie wychodzi na jedno. Szybko się wchłaniają, nie pozostawiają tłustej warstwy na skórze, kremu do rąk wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby nakremować całe ręce; krem do stóp faktycznie likwiduje zgrubienia, tylko trzeba używać go regularnie (w wakacje używałam go codziennie, a teraz od czasu do czasu). Serdecznie je polecam.







I to by było na tyle. Jak zwykle się rozpisałam. :) Jeżeli ktoś ma jakieś rady to proszę o przekazanie mi ich. Pozdrawiam. :*

niedziela, 14 listopada 2010

Lakier - Bourjois So Lague (10 Rouge Escarpin)

Dzisiaj mam na paznokciach lakier Bourjois So Lague. Kolor nr 10 o nazwie Rouge Escarpin. Kolor jest piękny, ale to chyba jego jedyny plus. Jak na dosyć drogi lakier (jego cena w sklepie to ok 30 zł) jego jakość jest beznadziejna - trzyma się na paznokciach 2 dni. Z odżywką i nabłyszczaczem. Drugiego dnia są już widoczne odpryski, a trzeciego wygląda tragicznie. Przyznaję, że mam rozdwajające się paznokcie, co znacznie skraca trwałość lakieru, ale żeby aż do tego stopnia?! Ciężko się go aplikuje (pędzelek jest fajny, ale lakier ma dziwną konsystencję), długo schnie i nawet po kilku godzinach od malowania jest bardzo możliwe, że coś sobie na paznokciu odciśniecie.Mam go już jakieś pół roku i niestety zaczyna gęstnieć. :/
Ogólnie rzecz biorąc bardzo mnie zawiódł, a szkoda, bo miałam duże oczekiwania. Mam jeszcze jeden lakier z Bourjois i z niego jestem nieco bardziej zadowolona, co jest trochę dziwne (może trwałość lakieru zależy również od koloru). Pokażę Wam go innym razem.
Życzę Wam miłego dnia. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze. ;)

piątek, 12 listopada 2010

Troszkę o moich paznokciach

Heej!
Postanowiłam, że jak tylko wymaluję paznokcie będę wrzucać zdjęcie, bo w ten sposób najmniej boleśnie pokażę wam moją kolekcję lakierów. :)

Osobiście baaaardzo lubię samą czynność malowania paznokci, więc robię to dosyć często (co około 3 dni).
Jednak teraz chciałabym opowiedzieć o takich produktach jak: odżywka, nabłyszczacz, itp.
Odżywka, którą aktualnie używam to Sally Hansen Hard as Nails. Nie mogę niestety zbyt dużo na jej temat powiedzieć, bo używam jej zbyt krótko, ale wcześniej używałam odżywki Miracle Cure z Sally Hansen i zużyłam całe opakowanie. Byłam z niej w miarę zadowolona, ale postanowiłam spróbować czegoś innego.
Nabłyszczacz, który stosuję również jest z firmy Sally Hansen - Natural Shine. Jestem z niego zadowolona poza jednym małym ‘ale’ – zdarza się, że gdy nim palujemy paznokcie zmywa lakier robiąc nieestetyczne smugi. Nie mam pojęcia, czym to jest spowodowane.
Zmywacz do paznokci, który stosuję również jest z firmy Sally Hansen. Nie wiem czemu, ale darzę tę firmę dużym zaufaniem. Jest dosyć drogi (25zł), ale bardzo wydajny. Świetnie zmywa lakiery, nie śmierdzi jak typowy zmywacz, nie wysusza paznokci. Jestem z niego bardzo zadowolona, ale ze względu na cenę nie kupię go ponownie.
Pilniczek oczywiście jest z firmy Sally Hansen. :P Jestem z niego zadowolona, ale według mnie żaden pilniczek raczej nie jest w stanie rzucić kogoś do swoich "stóp". ;)

















Chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że moje paznokcie strasznie się rozdwajają. :( Znacie jakiś sposób, aby to powstrzymać?
No i to wszystko. To chyba mój pierwszy post, który jest tak krótki.;)
Pozdrawiam.